Ten rowerowy wyjazd chodził mi po głowie od jakiegoś czasu . Nie było zbytnio dużo planowania tego wyjazdu , no bo to blisko, co tam te parę kilometrów , no i miało być to max 2 dni .
Wyruszyliśmy 27 lipca rano o godz 5:30 , kierowaliśmy się na Strzyżów --jechałem ja i Mateusz .
W Strzyżowie pojawiliśmy się około 9 , było by szybciej ale podjechaliśmy pod schron przed samym Strzyżowem gdzie podobno miał się spotkać Hitler z Mussolinim w czasie II WŚ.
Droga była dosyć pagórkowata , ale i tempo nie było zbyt mocne . Nie które górki się trochę ciągły , taka pierwsza to była przed Jasłem a póżniej to już były kolejne .
W miejscowości Biecz skręciliśmy w prawo i kierowaliśmy się na Wieliczkę ( trochę górki) , co jakiś czas robiliśmy sobie przerwę przy jakimś Kościółku lub miejscowym sklepie . Pogoda w ten dzień była ok , upałów nie było . Gdzieś około godziny 17 zaczęliśmy szukać miejsca na rozbicie namiotu - jakaś wykoszona trawka i do tego zboku przepływający strumyk ,by się umyć.Mieliśmy w nogach już a ze 140km i chcieliśmy zrobić jeszcze na ten dzień max 25 km. W jednej wsi z bardzo ładnym Kościółkiem przemiła Pani powiedziała nam że w Lipnicy Murowanej są Siostry Urszulanki i mogą nas przenocować ,
łóżko czysta pościel i jeszcze do tego prysznic , tak żeśmy sobie marzyli jak dojeżdżaliśmy do tej miejscowości .Szczęście nas w tym dniu nie opuściło i to o czym po cichutku marzyliśmy to dostaliśmy . Urszulanki przyjęły nas jak swego , dały klucze i powiedziały że cisza nocna po dwudziestej drugiej . Tego dnia zrobiliśmy 163 km.Nazajutrz rano obudziły mnie dzwony kościoła była 6 , pomału wstałem i ogarnąłem się nie budząc młodego
poszedłem na poranną mszę . Jak dziękowaliśmy Urszulankom za tak przemiłą gościnę to zaoferowały nam jeszcze zwiedzanie Kościółka z przewodnikiem , oczywiście byliśmy na tak . Drewniany Kościółek był z Pietnastego Wieku stał na fundamentach Pogańskiej Świątyni 10 wiek . Z Lipnicy Murowanej wyjechaliśmy o 10 i nie goniąc jechaliśmy pomału do Krakowa . Czuliśmy te kilometry z dnia wcześniejszego , ale co tam jak zaraz Kraków . Przed Wieliczką na przydrożnym straganie ,starsza Kobieta częstowała nas jabłkami malinami pomidorami , opowiedziała nam smutną historię , dwóch jej synów nie dawno zginęło w wypadku -smutne to było .W Krakowie pojawiliśmy się o 14:30 i udaliśmy się od razu na Błonie . Po drodze mieliśmy kilka przeszukań przez policjantów naszych bagaży . Chcieli mi zabrać mój ulubiony nożyk i butlę gazową ,ale na szczęście po stękali po jojczeli i zostawili w spokoju .Na błoniach to ludzi było , no normalnie strasznie dużo , mieszanka ludzi z całego świata .Po mszy jeszcze trochę poplątaliśmy się po Krakowie i zmęczeni udaliśmy się na dworzec PKP
Przez te dwa dni zrobiliśmy 226 km .
Było warto :)