wtorek, 18 grudnia 2018

Główny Szlak Sudecki - Listopad 2018


    Początkiem  Listopada dzwoni do mnie Robert Korab, z propozycją nie do odrzucenia. Mieliśmy wspólnie przebiec dobry kawał głównego szlaku Sudetów, odcinek Kudowa Zdrój - Świeradów Zdrój, który liczy sobie aż 252 kilometry. Logistyczną robotę odwalił Robert, więc chwała mu za to. Wyruszyliśmy autokarem w środę rano 21 list , trasą: Rzeszów -Wrocław-Kudowa . W Kudowej spaliśmy w "Willi Eden", o krok od miejsca naszego startu. Szósta rano pobudka, ruszamy o ósmej. Tego dnia mieliśmy do pokonania 59 kilometrów, biegliśmy przez góry stołowe, które w tym dniu były białe i piękne. Po drodze zatrzymywaliśmy się, kiedy coś ciekawego przykuwało nasz wzrok. Ten etap kończymy z włączonymi czołówkami i dobiegamy do Srebrnej Góry, około godziny 18:00. Nawet nie odczuliśmy tych 6 dych :). Nocleg mieliśmy w centrum miejscowości. Hotel "Sokółka" był spoko, jedzonko było tam pierwsza klasa. Śniadanie to stół szwedzki, który był już w cenie noclegu.
II etap to trasa Srebrna Góra - Sokołowsko, mierząca 53 kilometry. Rano nóżki trochę sztywne, ale po przebiegnięciu pierwszego kilometra było już w porządku. Tego dnia było bardzo biało, ponieważ w nocy dowaliło sporo mokrego śniegu. Nad Srebrną Górą została wybudowana największa w Europie twierdza górska, którą sam Napoleon chciał zdobyć, ale nie udało mu się. Tym razem sporo biegania było przez lasy, a w połowie dnia trzeba było ubrać grubsze rękawice i zmienić skarpety na suche. Tego dnia, zwróciliśmy szczególną uwagę na miejscowości, które mijaliśmy po drodze. Nazwaliśmy je wsiami widmo, gdyż były to wioski w stanie bardzo kiepskim, a remontu nie widziały chyba od czasów, kiedy sami Niemcy je zostawili po wojnie. Z ciekawości zapytaliśmy miejscowych, czemu oni tego nie remontują, to dostaliśmy odpowiedź, że starsze pokolenie Polaków bało się cokolwiek remontować, bo myśleli że Niemcy powrócą . Końcówka dzisiejszego biegu to męka, zbieg do Sokołowsko wyglądał ekstremalnie, była to dzida w linii prostej,  jak cholera. Na dole czekała nagroda. Pizza, zupa cebulowa i znajomi Roberta. Robert wspomniał przy stole, że wyglądam dziś na dosyć zmęczonego :). Nocowaliśmy w ośrodku " Radosno".
III etap Sokołowsko-Szarocin liczył sobie 49 kilometrów. Rano ruszyliśmy ze znajomymi Roberta, pierwsze kilka kilometrów minęło w przyjaznej atmosferze, była nawet spora górka, którą wspólnie z uśmiechem na twarzy pyknęliśmy :). Wspólna fotka i każdy pobiegł w swoją stronę. A jeszcze zapytałem z ciekawości, jaką ma koleżanka Marysia życiówkę w półmaratonie. Dostałem odpowiedź 1;14 :). Dziś biegło się trochę inaczej, niż wczoraj. Już zaczynało się odczuwanie zmęczenia. Ja osobiście co dziennie biłem swoje rekordy, no bo nigdy takich dziennych dystansów jeszcze nie pokonywałem. Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że taka forma biegu to super przygoda. W dzisiejszym etapie, mieliśmy okazję zobaczyć klasztor cystersów w Krzeszowie.
Był ogromny i piękny. W przyklasztornej kawiarence odpoczęliśmy przy serniczku. Do Szarocina udaje nam się dotrzeć za dnia, 20 minut plątamy się wokół miejsca naszego noclegu, bo nie możemy znaleźć właścicielki, ale z pomocą ludzi w sklepie, docieramy do rodziny właścicielki, która dzwoni do niej i informuje o naszym przybyciu. Dziś na kwaterze była impreza andrzejkowa , ciężko się spało .

.
Etap IV: 44 kilometry Szarocin -Schronisko "Odrodzenie". Dziś było pięknie. Początek to przepiękna panorama z widokiem na Śnieżkę i Jelenią Górę. Dzisiejsze południe to sporo asfaltu, który nie był aż taki nudny. Były ogromne stawy, które otaczały stare dęby. Był też krzyż pokutny. Docieramy do Karpacza około 15:00, jemy po hod-dogu na Orlenie i ruszamy w górę na Śnieżkę. O dziwo podejście nie jest takie wymagające, tylko końcówka była śliska i trzeba było bardzo uważać. Szlak poniżej Śnieżki był już zamknięty. Mieliśmy zaczepić na sam szczyt Śnieżki, ale było to trochę ryzykowne. Pogoda się bardzo zmieniła w ułamku sekundy, górę przykryły chmury, a za jakąś chwilę zrobiło się ciemno. Do schroniska "Odrodzenie" zostało jakieś 9 km. Biegło się granicą, bardzo szerokim szlakiem, który po 5 kilometrach zamienił się w wąski i kamienisty szlak. Dobiegamy do schroniska dosyć wymordowani, bieganie nocą dosyć męczy, a człowiek musi być bardziej skupiony, by nie wyrżnąć orła. Schronisko "Odrodzenie" to kolos, można go porównać do szkoły podstawowej na wiosce. Przy obiadokolacji, oglądamy Stocha i Żyłę w tv, po chwili idziemy spać, bo jutro ostatni dzień tej wyrypy.
Etap V: Schronisko "Odrodzenie" - Świeradów Zdrój - 44 km. Dziś mróz i mocny wiatr, prawie że nas wywracał. Na jednym odcinku wiało tak, że ciężko było cokolwiek zobaczyć. Chodzi mi o oznaczenia czerwonego szlaku. Po jakimś czasie mówię do Roberta, że chyba zawróciliśmy i biegniemy w drugą stronę, przystanęliśmy i już na spokojnie Robert przyznał mi rację. W zimie nie ma żartów, nie polecam takich wyryp robić solo. Zaczynamy obniżać wysokość i pogoda robi się dużo lepsza. Jeszcze zatrzymujemy się na herbatkę w schronisku i gonimy po śliskim bruku w dół. Przez Szklarską Porębę przebiegamy w 3 minuty i przed nami ostatni kawałek, jakim są Góry Izerskie. Przed Świeradowem wpadamy jeszcze coś zjeść do schroniska na stogu Izerskim, zjadamy tam pomidorową i pierogi. Od schroniska do Świeradowa to rzut beretem, ale oblodzone kamyki spowolniły nasze tempo do 15 min na kilometr. No i wreszcie Świeradów Zdrój i koniec tej wyrypy:). Dziś nocleg, a na kolację rybka z frytkami pierwsza liga, to chyba nagroda za ten wysiłek jaki człowiek włożył w te góry.
Podsumowanie :
Logistyczną robotę odwalił Roberto :)
Kilometrów wyszło 252.
Trasa: Kudowa Zdrój- Świeradów Zdrój (tylko czerwonym szlakiem)
Czas: 4 dni i 10 godz.
Sprzęt:
Plecak 20 L Grivel
Kije Grivel
Buty Hoki
3x skarpety ciepłe
Kurtka lekka + kurtka z dobrą  membraną
Getry + spodnie z membraną
Polar setka
2x czapka - cienka i gruba + kominiarka
2x rękawiczki- cienkie i grube
2x koszulka - krótki i długi rękaw
Czołówka
Bidon + termos 0,35(termos z gorącą herbatą to strzał w dziesiątkę)
Co dzień mieliśmy ze sobą prowiant - kanapki x3 + batony + owoce itd
Mój plecak na starcie ważył około 5,5 kg. Ta waga nie była szczególnie odczuwalna.